W naszym życiu bardzo ważny jest początek. Często powtarza się, że najważniejsze to dobrze zacząć. Widzimy to wyraźnie choćby w sporcie. Podczas zawodów biegowych czy w wyścigach motocyklowych często dobry start zapewnia wygraną. Jeśli zawodnik spóźni się ze startem, ma niewielkie szansę na wygraną.
Dziś w Ewangelii czytamy o początku. Był to dobry początek – najlepszy, jaki był możliwy, bo początkiem wszystkiego był Bóg i Jego Słowo. Słyszymy: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Jan Ewangelista, aby oddać przesłanie tych słów, używa pojęcia „logos”. Owo pojęcie jest jednym z najważniejszych w starożytnej filozofii greckiej. Oznacza ono m.in. rozum, sens, porządek, prawidłowość. Zatem Bóg nadał wszystkiemu sens i porządek. Tylko w perspektywie Boga rozpoznajemy początek wszystkiego. Bóg przez swoje Słowo stwarza świat i nim kieruje. Chce, aby jego Słowo zamieszkało wśród nas.
Jezus, odwieczne Słowo Boga Wszechmogącego, choć urodził się dwa tysiące lat temu, pragnie narodzić się w naszym życiu i zamieszkać w naszej codzienności. Spoglądając dziś na betlejemską szopkę, gdzie narodził się Jezus, warto zadać sobie pytanie: Czy Jezus w naszym życiu jest domownikiem czy tylko sporadycznym gościem?
Niestety, w naszym życiu Jezus może być „tylko gościem”. Dzieje się tak wtedy, kiedy tylko od święta czy przy okazji jakiejś rodzinnej uroczystości przystępujemy do sakramentów. Modlimy się tylko wtedy, kiedy coś od Boga potrzebujemy. Jezus nie przyszedł na świat, aby być tylko „gościem”. Słowo Boga ma w nas zamieszkać, a nie tylko od czasu do czasu na krótko nas odwiedzać. Jezus nie chce się z nami spotykać tylko podczas świąt, przy okazji ślubów, chrztów czy pogrzebów. Nasz Zbawiciel nie może być tylko tradycyjnym dodatkiem do świąt, ale ma być Postacią, która na stałe mieszka w naszych sercach.
Jeśli chcemy, aby Jezus, odwieczne Słowo, narodził się w nas i w nas zamieszkał, trzeba Zbawiciela zapraszać codziennie na modlitwie, żyć sakramentami świętymi i czynić dobro w Jego imię. Trzeba też przyjąć Jezusa w swojej ludzkiej biedzie i grzeszności z nadzieją, że może On odmienić nasze życie.
Pięknie o tym pisze Roman Brandstaetter w wierszu zatytułowanym „Przypowieść o Bożym Narodzeniu”:
„W pewnym człowieku narodził się Chrystus. Ale ów człowiek nie słyszał. Anielskich harf, Ani śpiewu pasterzy, Ani nie przyniósł Chrystusowi w darze Złota i mirry. Na podobieństwo trzech Mędrców. Nie miał złota i mirry. Ani nie uważał się za mędrca. Ofiarował Mu natomiast. Swoją samotność, Swoje cierpienia, Swoje grzechy, Swoją biedę, Swoje upadki, Po prostu Wszystko, co posiadał. Powiedział: – Ty zawsze polujesz na człowieka, Panie. Upodobałeś sobie mnie, Chociaż nie wiem, dlaczego... Tak narodził się Chrystus w pewnym człowieku”.o. Łukasz Baran CSsR