Trochę strach (…) niełatwo słuchać. Mamy przecież w uszach dopiero co odczytane słowa o tych, co w powłóczystych szatach, o zajmujących pierwsze miejsca. Jakże łatwo przerzucić tę opinię z faryzeuszy na księdza! Media ochoczo upubliczniają każde potknięcie, każdą niezręczność bądź głupstwo, jakie palnie jakikolwiek duchowny. I zaczynamy się bać mówić jako księża, kaznodzieje czy katecheci. Boimy się dotykać trudniejszych tematów, by nie narazić się na zarzuty. To jedna strona medalu.
Ale jest i druga. To może też przeszkadzać w słuchaniu. Bo słuchając słowa Bożego głoszonego przez księdza, mamy w głowie te wszystkie nieprzychylne opinie powielane przez rozmaite media. I podświadomie zaczynamy wątpić w prawdziwość tego, co słyszymy. Co zrobić? Może warto sobie uświadomić, że faryzeizm to bardziej postawa niż strój, bardziej umysł niż miejsce i krzesło. Zrobiwszy to zastrzeżenie, próbujmy myśleć.
Czytamy dziś mały fragment historii proroka Eliasza. Czym ona jest? Można powiedzieć, że to historia człowieka bez ojczyzny, choć przynależał do Królestwa północnego. Jego historia to nieustanne wołanie o poszanowanie Boskich praw w narodzie wybranym. A władcy nie lubią, gdy im się zwraca uwagę na zło, na nieprawość, na wszelkie niesprawiedliwości, których się dopuszczają. Nic zatem dziwnego, że zaznał prorok szczególnych prześladowań. Dziś epizod z wdową z Sarepty Sydońskiej. To pokłosie suszy zapowiedzianej jako kara za grzech. Jednocześnie to swoiste preludium prześladowania przez królową Izebel. Bo trzeba przyznać, że zawzięła się na niego okrutnie. Po ludzku patrząc, miała za co – wszak wymordował proroków Baala na Górze Karmel. Wszystko z gorliwości i w trosce o wiarę w Boga Jahwe. Znamy tę historię. Nasza wrażliwość burzy się w tym miejscu. A z drugiej strony jakoś nie burzymy się za bardzo, gdy słyszmy o współczesnych zamachach na życie. Tamci na Karmelu przynajmniej mieli szansę, gdyby ich „bóg” Baal odpowiedział. Tymczasem nienarodzeni w naszej ojczyźnie i nie tylko tu nie mogą doczekać się pełni poszanowania ich prawa do życia. Przerażają nas statystyki zgonów z powodu pandemii. Niech ktoś porówna oficjalne dane odnośnie tych zgonów oraz dokonanych aborcji w tym samym czasie. Według oficjalnych danych w 2020 roku ok. 1,8 mln zgonów na Covid-19 oraz 42 mln aborcji! A to na pewno nie jest pełna liczba.
Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd – usłyszeliśmy w drugim czytaniu. Pozwólcie, że spróbuję pomyśleć, wyobrazić sobie, jaki może być sąd czy osąd nas, Polaków, nas katolików. Przecież wciąż jeszcze wielu przyznaje się do Kościoła. Przynajmniej oficjalnie. Od czasu do czasu żąda – tak, nie przejęzyczyłem się – nie prosi, ale żąda sakramentów, pogrzebu, zaświadczenia. Jaka jest kondycja nas jako narodu w większości ochrzczonego? Coś niedobrego pokazują kolejne wybory. Posłami czy senatorami zostają ludzie, którzy sprawiają, że prawdziwymi stają się słowa poety i barda, że polityka, to w krysztale pomyje (por. Jacek Kaczmarski, Autoportret Witkacego). Obserwując popisy niektórych parlamentarzystów, przyznajemy mu w pełni rację! A co sądzić o naszej uczciwości, jeśli w wolnych wyborach popieramy i za elitę narodu uznajemy ludzi ewidentnie zdemoralizowanych? Czyżby rację miał Kasprowicz piszący w wierszu już w 1916 roku:
Widziałem rozliczne tłumy z pustą, leniwą duszą, Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej resztki sumienia głuszą.
Dziś może nie orkiestra świąteczna, ale raczej ukierunkowana telewizja, Internet czy media społecznościowe zagłuszają sumienia. Znieprawiają je, a przecież przed tym ostrzegał niegdyś św. Jan Paweł II. Mówił w Skoczowie, że Polska potrzebuje ludzi sumienia. Co nam zostało z jego nauczania?
Wróćmy do tekstów biblijnych. Jakże zawstydza nas ta wdowa bez imienia. Podała nieznanemu człowiekowi, jakiemuś przybyszowi ostatni kęs chleba, uwierzywszy słowu, które wypowiedział w imieniu Boga: dzban mąki się nie wyczerpie! Jakie obliczenia robiłoby wielu z nas: czy warto, czy wolno, czy trzeba narażać siebie dla nieznajomego. A ona po prostu zrobiła podpłomyk i dała.
Spójrzmy od razu na ewangeliczną wdowę, bo bardzo podobna do tej powyższej. Wrzuciła ostatni grosik do świątynnej skarbony. Jak ocenilibyśmy ją dziś? Ktoś, kto liczy na wiele – lekceważąco machnąłby ręką. Ten grosik nic nie znaczy. O wiele ważniejsze są miliony na koncie. Czyżby? To spójrzmy, jakie dzieła powstawały w historii z takiego właśnie wdowiego grosza. Z takich grosików odbudowano Polskę w dwudziestoleciu międzywojennym, a także po II wojnie.
Przez całe lata taki grosik utrzymywał KUL, wszystkie seminaria duchowne. Z takiego „grosika” powstawały świątynie i takim „grosikiem” są dziś utrzymywane, odnawiane czy upiększane. Z takich grosików powstało Radio Maryja i wszystkie późniejsze dzieła. Taki wdowi grosz utrzymuje je do dziś. Mamy ufność, że Pan Bóg oceni te ofiary tak samo, jak ocenił gest wdowy w Jerozolimie. Nie patrzyła na to, co będzie jutro, wierzyła, że Bóg się zatroszczy. Podobna w tym była do tamtej z Sarepty, która ostatnią garścią mąki podzieliła się z przybyszem. Ten hojny gest wydał piękny owoc – cudowne rozmnożenie każdego dnia. Mogła karmić się sama, mogła karmić syna jak też proroka.
Czy odnajdujemy siebie w tym towarzystwie? Tym karmionym codziennie, a przynajmniej co niedziela. Nie jest to co prawda jakiś ostatni kęs, to sam i cały Chrystus dający się tym, którzy potrafią docenić niepozorny dar. Ot, niby tylko kawałek białego chleba. Obyśmy z tego pokarmu umieli czerpać moc do budowania moralnego ładu w sobie, w naszych rodzinach, a przez to w Kościele oraz Ojczyźnie. To wszystko po to, by Polska stawała się coraz bardziej królestwem Jezusa Chrystusa i Jego Matki. I oby nie brakło proroków na miarę Eliasza, którzy odważnie upominać się będą o Boży ład w Kościele oraz Ojczyźnie naszej. Amen
Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, obecnie duszpasterz w Parafii Ducha Świętego – Szczecinek, o. Marian Krakowski CSsR